Jeszcze chyba nigdy Wrocław nie był tak zakorkowany jak dzisiejszym popołudniem. Na odcinku od Legnickiej przy Młodych Techników do pl. Jana Pawła II samochody stały 20 minut w korkach. Od Jana Pawła II do Kazimierza kolejne 20 minut. Cała trasa W-Z do mostu Uniwersyteckiego, a potem dalej – przez most aż do pl. Powstańców Wielkopolskich przy dworcu Nadodrze była nieprzejezdna. Kierowcy stali pół godziny na odcinku od Drobnera do pl. Bema. Przy św. Macieja zablokowane były również tramwaje – auta stały na torowisku. – Od Galerii Dominikańskiej do Jedności Narodowej jechałem prawie dwie godziny – mówił mocno zirytowany Michał, który umówił się na miejscu z dziewczyną. Oczywiście, nie było najmniejszych szans, by dojechał na czas.
Z Krzyków do centrum dojazd zajmował ponad godzinę. Cały Grunwaldzki był zakorkowany. Okazało się po raz kolejny, że zmiana pogody ma znaczący wpływ na ruch samochodów w mieście. Ci, którzy na co dzień korzystają z publicznej komunikacji zbiorowej, dziś przesiedli się do samochodów. Jak się okazuje, na zdrowie im to wcale nie wyszło. Klaksony bez przerwy trąbiły, karetki próbowały wydostać się z korka. – Włożyłam słuchawki mp3 na uszy, naciągnęłam mocniej czapkę i na piechotę postanowiłam wrócić do domu. Założę się, że będę szybciej niż autobus – mówiła Ania, studentka psychologii. Jej pomysł na przetrwanie zimy w mieście jest właśnie taki: ciepła nieprzemakalna odzież, miła muzyka w słuchawkach i godzinny marsz do domu. – Lepsze to niż tracenie nerwów, kiedy i tak nie mamy wpływu na to, co dzieje się na ulicach – przekonywała dziewczyna.